Ta płyta jest na tyle dobra w swoim gatunku (czymkolwiek on by nie był), że o ile mnie do niego samego nie przekonała, to sama daje się słuchać bez popity, ani niczego. Głównie dzięki dużej spójności - kolejne kawałki następują po sobie w logicznej kolejności, ledwo skończył się jeden a już przechodzi w drugi i ani się obejrzysz a pędzisz z tymi wszystkimi kudłaczami na mrocznych jednorożcach wywijając czupryną, której nie masz. Sam styl jest dosyć pojebany, bo z jednej strony monumentalne chórki, zupełnie jakby umarł Prezydent USA (co najmniej), a z drugiej - cały czas patataj na jedno kopyto, w związku z czym trudno mi to wszystko traktować poważnie. Na szczęście powaga nigdy nie była moim kryterium przy ocenianiu muzyki.
Przy okazji zagadka dnia: dlaczego słuchanie Nightwish to wiocha, a słuchanie Therion to już nono mhm nie ma żartów, skoro jedno i drugie brzmi tak samo?
Aha, okładka to chyba pierwszy prawdziwy photoshop disaster w historii.
Od dziś uważam, że ostatnie wydawnictwa Queen i Queen+... mają piękne okładki.
OdpowiedzUsuń