niedziela, 27 stycznia 2013

339. Black Sabbath - Heaven and Hell



Klasyka itd. Nie będzie tu bogato, jeśli chodzi o Black Sabbath. Ani o Iron Maiden, które brzmi jak ta płyta, tylko gorzej. Właściwie wszystko, co lubię w tej płycie sprowadza się do trzech oczywistych liter: DIO. Dio to był kozak, to była chodząca koścista epickość. Ja nie wiem skąd on brał ten głos, bo przecież nie z przepony. Przepona to mięsień, a on się składał tylko z kości i z szatana. I o ile jego najlepsze występy to czołówka tego mądrego filmu z Tenacious D, oraz Stargazer, czyli nawet nie ten zespół, to i tak poczułem potrzebę wrzucenia czegoś jeszcze z nim na wokalu. Padło na Dark Side of the Moon heavy metalu (chyba).

Ciekawe czy gdyby Dio był od początku w Black Sabbath, to by było lepiej czy gorzej. Bo w sumie może jego wokal nie pasowałby do tych nietoperzastych ospałych riffów z Paranoid, ale z drugiej strony przecież tej skrzeki w pinglach nie daje się słuchać, więc trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś mógł coś tam popsuć pod względem wokalu.



4 komentarze:

  1. Ja tam lubię Ozziego, przepraszam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie gorzej, nie przepadam za Black Sabbath po odejściu Ozzy'ego, którego skrzekliwy wokal stanowi 25% zajebistości pierwszych sześciu płyt Black Sabbath
    Podpisane czytelnik bloga co się boi Boga

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam sobie udzieliłeś odpowiedzi, Katerze, Dio brał głos z szatana. Bo przecież nie z kości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam bardzo, komentuje o czasie!

    Skoro Dio brał głos z Szatana, to Szatan musiał bardzo nie kochać Ozzy'ego ;_;

    OdpowiedzUsuń