czwartek, 24 stycznia 2013

342. Carina Round - The Disconnection



Taka trochę PJ Harvey wannabe z tej kobiety. Najpierw ją poznałem, a potem PJ i się okazało, że ta druga robi to lepiej. No ale jakieś Uczucie zawsze zostaje. A poza tym kolaborowała z Maynardem, co daje +10 do zajebistości. I w odróżnieniu od PJ jest zajebiście ładna, a to przecież najważniejsze w muzyce.

Jest coś fajnego w szalonych-jakże-drapieżnych dziewczynach z gitarami. Znaczy dopóki sobie nie uświadomisz jak bardzo muszą być irytujące na co dzień. No ale jak się do zoo idzie dzikie zwierzęta oglądać, to nie po to, żeby wracać do domu z jaką panterą czy inną lamą. Lamy to przerażające zwierzęta tak wog'le. Zajebiście trafne porównanie, nieźle mi dzisiaj idzie.

Jest ostro, gitarowo, alternatywnie (to ostatnie jest szalenie ważne, jeśli ubierasz się jak parodia hipstera z braku pieniędzy na normalne ubranie - czyli jak ja), Carina trochę śpiewa, a trochę wydaje z siebie orgazmiczne jęki i to jest dokładnie to, co kobiety powinny robić z wokalem. Żadne nightwishowe operowe piszczenie, absolutnie.

Najlepszy kawałek to oczywiście Into My Blood (którego nie udało mi się znaleźć na YT), ale generalnie dużo dobrego i wyuzdanego można tu znaleźć - Lacuna, Monument, Paris, Motel 74... Bardzo wporzo babka, sam nie wiem czemu tak szybko ją wrzucam.



5 komentarzy:

  1. into my blood: http://www.youtube.com/watch?v=F1xeyl007lc

    30 sekund szukania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to na VEVOficjalnym profilu artystki. Nie do znalezienia :)

      Usuń
  2. JESZCE TYLKO GODZINA Z HAKIEM I NOWOROCZNE POSTANOWIENIE PÓJDZIE SIĘ JEBAĆ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już bez haka... Ale trzymajmy kciuki!

      Usuń