sobota, 12 stycznia 2013

354. Nightwish - Oceanborn



Ach!

Od czego by tu zacząć!

Po pierwsze - mój brat, ytron jest wielkim fanem tego fińskiego kabaretu i to od wielu lat (przy okazji jest też prawdopodobnie jedynym na świecie męskim, starym i brodatym fanem).

Po drugie - sam ich kiedyś słuchałem w śmiesznych czasach spod znaku Bon Jovi i Metalliki. Okazuje się, że kiedyś jeszcze bardziej nie wiedziałem, co ze sobą zrobić niż dziś.

Po trzecie - ta płyta jest rzeczywiście zupełnie udana, w niczym nie ustępuje innym patatajmetalom pełnym kudłaczy z makijażem. Taki Moondance to przecież zabawa na całego. Byle nie za długo.

Po czwarte - nie wiem jak można się zachwycać wokalem Tarji, ona tam zawsze była najsłabszym ogniwem (no bo przecież nie perkusista z adhd, wiking z gitarą ani klawiszowiec, który pisał te wszystkie hiciory i miał namiętne spojrzenie). Ale z drugiej strony bez jej charakterystycznego prawie-operowego wycia to by nie było to samo. I nie jest, sądząc po tym co oni tam dzisiaj śpiewają niemrawo.

Po piąte - okładka miażdży. Tylko jednorożca brakuje w tle.




5 komentarzy:

  1. "mój brat, ytron jest wielkim fanem tego fińskiego kabaretu i to od wielu lat, (przy okazji jest też prawdopodobnie jedynym na świecie męskim, starym i brodatym fanem)."
    Dziwne miejsce na przecinek. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech... A tak lubiłam twoje komiksy...

    OdpowiedzUsuń