Oni byli prawie jak Led Zeppelin lat 90-ych, a Axl prawie jak Plant. Ale właśnie prawie - na tyle prawie, że jednak nigdy mnie nie wzięli na tyle, na ile powinni. A może to dlatego, że jak się za nich brałem łaskawie, to już byłem stary, zgrzybiały i jarało mnie King Crimson.
Ta płyta to jedyna, do której wracam w całości (poza nią jest jeszcze ten solowy Axl pod niewłaściwym szyldem, na który fani czekali jakieś 50 lat czy ile tam). Zwięzła, konkretna, z pierdolnięciem i klasycznie rockowa, prawie jakby się urwali z lat 70-ych. I nie ma żadnych nudnych ballad. Powiedział człowiek, który z całego Guns 'n Roses najbardziej lubi This I Love. Smutna prawda o mnie, chłopaki.
"Axl prawie jak Plant". :D :D :D Jakkolwiek głos Planta mnie jakoś szczególnie nie kręci, to jednak to zupełnie nie ta klasa wokalistów. No chyba, że jakie, taka klasa wokalistów. ;)
OdpowiedzUsuńjakie, takie
OdpowiedzUsuńzgadzam się