poniedziałek, 22 kwietnia 2013

257. Richard Wright - Wet Dream


Pora na mojego ulubionego Floyda w końcu. Ta płyta brzmi jak nagrana przez kogoś z hukiem wykopanego z zespołu, kto potrzebował chwili spokoju i odetchnienia od Watersa. Wszystko jest łagodne, melodyjne, spokojne i wyważone. Niczego nie próbuje udawać. Najlepiej jest oczywiście jak wchodzą instrumentale, bo piosenkopisarz to z Ricka był zazwyczaj taki sobie, przynajmniej we wczesnych czasach. Ale płyta ma fajny, senny klimat i zajebiście mi się jej słucha w nocy - sto razy lepiej niż stare solowe Gilmoury chociażby.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz