piątek, 18 stycznia 2013

348. Sting - The Dream Of The Blue Turtles



Sting to facet, który lubi się marnować. Najpierw był w zespole, w którym odwalał całą robotę, potem postanowił śpiewać słodkie piosenki do radia, a na starość zapuścił brodę i plumpla jakieś nudziarstwa na lutni. A przecież głos chłop ma jak dzwon, mógłby coś z tym zrobić czasem. Znaczy częściej, bo czasem robił. Sting + King Crimson to byłoby coś. Sting Crimson. Nie, jednak nie.

Dobry Sting to Sting koncertowy, to jest prawie że pewne. Na tej płycie jest wszystko wygładzone do przesady, a wokal za bardzo wyeksponowany, no ale poziom jest dość wyrównany i dużo moich ulubionych piosenek się tu znalazło, a że jeszcze nie przekroczyliśmy nr 300, to nic nie musi być idealne. Taka zasada nowa.

No i co by o nim nie powiedzieć, piosenki to dziad zawsze umiał pisać.



2 komentarze: