Cure to takie niby emo na jedno kopyto, a tu niespodzianka, bo a to jakieś hiszpańskie rytmy, a to saksofon z dupy wzięty. Całkiem różnorodna płyta i dosyć pozytywna, zwłaszcza w porównaniu z ich najsławniejszymi. Właściwie gdyby nie to, że Cure mi się głównie kojarzy z pisaniem pracy magisterskiej, bo jakoś wtedy przelatywałem lata 80-te w muzyce, to może bym ich częściej słuchał nawet.
Na "The Head on the Door" Smith i spółka doskonale połączyli swoją popową twarz z wcześniejszym mrokiem (a czasem nawet słychać naleciałości post-punku, od którego przecież zaczynali), aż szkoda że to tak niedoceniana płyta w ich dyskografii.
OdpowiedzUsuń