piątek, 8 lutego 2013

327. Queen - The Miracle



Się zastanawiałem co robić z Queenami z lat 80-ych - czy się rozdrabniać, czy po prostu jebnąć Greatest Hits gdzieś wysoko. Stanęło na rozdrabnianiu, bo rok długi.

Ta płyta to doskonały argument za tym, żeby olać ich płyty z tej dekady i zainwestować w bestówkę - wszystkie kawałki, które się na niej znalazły rzeczywiście są najlepsze, a często wyprzedzają pozostałe gofry o lata świetlne. Wyjątkiem jest Scandal, którego nieobecność na składance to rzeczywisty skandal. Ale wszelkie My Baby Does Me czy inne Party (że o bonusach i innych chińskich torturach nie wspomnę) można sobie spokojnie darować i nie żałować. Natomiast rzeczone hity, czyli Invisible Man, I Want It All, tytułowy The Miracle, czy - przede wszystkim - Breakthru - to taki sentyment, wspaniałość, melodyjność, zajebistość i Freddie Mercury, że w sumie nieważne co poza tym napchali na tym krążku.

No i jeszcze Was It All Worth It zostaje. Ale nie wiem, co o tym powiedzieć, bo wszyscy zawsze płaczą łzami wzruszenia, że arcydzieło, a mnie to nigdy nie ruszało, więc dam temu spokój.

Dobra okładka tak w ogóle, pierwszy fotoszop ever czy coś.



2 komentarze:

  1. no. aż mi się przypomniał mój tekst o sentymentach, dzieciństwie i telewizorze z garbem.
    nar

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę patrzeć na takie traktowanie WIAWI. Więcej tu nie wchodzę.
    fan Kasi <3

    OdpowiedzUsuń