Jak ktoś nie lubi gejowych jęków tego pajaca, to raczej nie ma tu czego szukać. Bo poza nimi jest tylko electro - żadnego rocka ani czegokolwiek z życiem. Ja oczywiście za tymi jękami przepadam, więc płytę bardzo lubię. Zwłaszcza, że tu jeszcze nie wyje dla samego wycia - duże ilości naraz bardzo dobrych melodii można tu znaleźć. Prawie jak Radiohead, tylko mniej*. Czyli jak to zwykle bywa z solowymi albumami.
*) Znaczy oczywiście lepsze od debiutu i King of the Limbs, ale to wiadomo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz