wtorek, 12 marca 2013

295. The Swell Season - Once: Music From the Motion Picture



Są soundtracki, które przewyższają filmy, w których przyszło im się znaleźć - np. niektóre od Morricone. Albo motyw z Requiem for a Dream, który nieszczęśliwie został obecnie hymnem TVNu. Takie, które często brzmią lepiej same, bez filmu. A są też takie, które wymagają poznania razem z obrazem. I tak jest w przypadku duetu (właśnie się dowiedziałem, że oni się jakoś nazywają jako całość): Glen Hansard i Markéta Irglová. I to nie dlatego, że film jest jakiś wybitny, bo nie jest. Taka tam sympatyczna nostalgiczna historia dwójki ludzi, którzy mocują się z weną i rodzi się w nich UCZUCIE. Coś jak Music & Lyrics tylko na serio i bez słodkich happy endów. Czyli w sumie bez sensu. Nic szczególnego z tego filmu nie pamiętam, z wyjątkiem scen z muzyką, które wracają za każdym razem podczas słuchania. I chyba to jest najmocniejsza strona tego soundtracku.



1 komentarz:

  1. Człowieku! Glen Hansard! Nie widziałem filmu, ale dzięki temu blogowi, ten brodaty źą jest dla mnie najnowszym odkryciem muzycznym. Nie znałem go, a jest świetny, świetny (to lepiej niż samo "świetny"). Dziękuję!

    Tak z ciekawości, pojawią się na liście jeszcze jakieś klimaty około folkowe?

    PS. Pisałeś kiedyś o Franz Ferdinand, ale anonimy nie mogły komentować, więc teraz wtrącę.
    Pisałeś, że tylko jedną płytę znasz. Drugi krążek niezauważalny, ale trzecia płyta "Tonight Franz Ferdinand" dużo lepsza, dojrzalsza, spójna, ale wciąż z tym fantastycznym, rytmicznym, tanecznym zacięciem.

    Generalnie miecie pierwszą i drugą płytę i wszystko inne co zrobił ten zespół pod dywan. Sprawdź ;)

    OdpowiedzUsuń