czwartek, 27 czerwca 2013

194. Marillion - Happiness is the Road



Znaczy o pierwszą płytę tu się głównie rozchodzi, bo drugą to kiedyś tam słyszałem i mnie nie wzięła. Przede wszystkim sentyment, bo to przez tytułowy kawałek wsiąknąłem w te Hogarthowe jęki. Do dzisiaj z resztą jeden z moich ulubieńców w dyskografii. Z miejsca mi się skojarzył z jakimś progresywnym, rozwleczonym Radioheadem. W sumie h ma podobną manierę do Yorke'a, tylko możliwości wokalne z zupełnie innej półki.

Poza tym dość mało gofrów, jak na nich, wszystko nieźle spójne, no i Essence to sama Radość.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz