Pora w końcu na coś z mojego ulubionego rodzimego zespołu. Ta płyta ma jedną zdecydowaną zaletę - są tu chyba najbardziej absurdalne teksty w dorobku Sienkiewicza. Muzycznie chyba najmniej mnie bierze, bo trochę za dużo próbowali improwizować psychodelicznie, w czym nie są najlepsi, ale nadal, jak to gimbazją mówi - na propsach. Bardzo.
No i jest tu jeden z moich hymnów:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz