środa, 13 marca 2013

294. Porcupine Tree - Fear of a Blank Planet



Nie wiem czy nie za wysoko to zawędrowało przez moje gapiostwo, bo z późnym Wilsonem to jak z Riwersajdem - właściwie to słucham tego już tylko w jednej określonej okoliczności - jak piję z Arsenem i dobieramy muzykę tak, żeby żaden z nas nie mógł za bardzo narzekać. Taki kompromis. Bo zbyt młodzieżowe to jednak już dla mnie. I za bardzo progmetal, który też tylko w wyjątkowych przypadkach u mnie gości. No ale wiadomo, że sentyment i się parę lat temu tym jarało, fajnie się rozdawało przy tym ulotki, Anesthetize miecie, a końcówka Sleep Together brzmi prawie jak jakiś Kashmir XX-ego wieku. Bo to dobra płyta jest.

No i zawsze to lepsze niż następna, którą Wilson zupełnie wyprał z melodii i pomysłów.



2 komentarze:

  1. Ogólnie to co Wilson nagrywa od Blank Planet wzwyż to żal. Zwłaszcza te ostatnie dwie solowe i opethy. ALe Sleep Together zawsze.
    nar

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta płyta rox. Do dziś tak sądzę.
    A Sentimental to jest taka incepcja sentymentu, że niemoge.

    OdpowiedzUsuń